Własnoręcznie tworzę formikarium (dzień 1)

Witaj!
 

 

Dziś trochę się nudziłam, a jako że wczoraj w moim pokoju miały miejsce porządki, tradycji musi stać się zadość – trzeba nabałaganić następnego dnia! Wzięłam się za tworzenie malutkiego formikarium dla mrówek, które od dawna czekają na nowy i szczelny dom. Mowa tu o Temnothorax corticalis. Oto fotorelacja z dzisiejszego procesu produkcyjnego – cięcie szkła.

Nieduże formikaria zamawiane przez internet są na ogół drogie. Główną przyczyną tego stanu rzeczy jest sam koszt przesyłki kruchej materii. Lepszym wyjściem może być zamówienie niewielkiego akwarium u szklarza. Teoretycznie wycięcie kilku szybek jest tanie jak barszcz, jednak sklejenie w całość (na co potrzeba w przybliżeniu tyle samo czasu, co w przypadku dużego akwarium) szklarz może sobie słono wycenić. Siwiutki mistrz szklarski, który wykonywał jedno z moich formikariów był mocno zakłopotany, gdy wyszło do wyceny projektu. Niby nic, ale czasu trochę zje; „kiedyś brało się 10 zł od litra, ale za takie coś?” Do tego istnieje obawa, że szklarz (niestety wiem z autopsji, projekt u innego szklarza) może uaktywnić w sobie pokłady własnych wizji, ewentualnie niezrozumienia tematu. Jeśli jednak się już wybierzemy, lepiej nie wspominać o mrówkach. Można wymyślić historię o samotnej rybce. Hodowla rybek jest znana, szklarz ma jakieś o niej wyobrażenia.  Wie, że trzeba zastosować nieszkodliwy ‚klej’, że ma być superszczelne i wytrzymałe. Czyli wszystko to, na czym nam zależy.
No ale wracając. Najtaniej wychodzi zrobić samemu. Trzeba niestety mieć całą tonę umiejętności i uporu. Jak dalej przeczytasz, umiejętności mi jeszcze trochę brakuje.. Nie jest źle, bywało gorzej. Pierwsze wykonane własnoręcznie formikarium nie nadaje się do użytku – okazało się zbyt małe (do swobodnej manipulacji w nim) i nieszczelne. Pierwotnie zamierzony kształt ze zwykłego graniastosłupa prostokątnego ewoluował w graniastosłup trójkątny. Powodem była nadmierna ilość złych cięć, pęknięć, bla bla, w związku z czym uszczuplił mi się do minimum zapas szkła 😛 Dziś więc drugie podejście do tematu.

Początkowo ponownie przewertowałam internet z naciskiem na hasła: klejenie akwarium, cięcie szkła, łamanie szkła, budowa akwarium etc. Głównie interesowały mnie filmy, gdzie można podpatrzeć technikę. O samym cięciu szkła w zasadzie nie znalazłam nic szczególnego, poza tym co już wiem.

Do dyspozycji miałam aluminiowy płaskownik, ekierkę 30 cm, taśmę klejącą (a dokładniej papierowy plaster bez opatrunku :P), cienkopis kreślarski 0,1 mm, suwmiarkę, kartkę papieru, narządko/kółko do cięcia/ nożyk do cięcia szkła oraz oczywiście samą taflę szklaną. Szkło miałam z odzysku z jakiegoś „obrazu”. Jeśli nie ma się dojścia, można skorzystać z niedrogich antyramek różnych rozmiarów. Grubość mojej tafli wynosi zaledwie 0,2 mm; wydaje mi się, że jest to szkło potasowe (niebieskawozielony kolor). I to w sumie tyle.

Następnie wykonałam szkic z obliczeniami (oczywiście niemożliwym było żebym się nie machnęła, ale to na koniec). Z posiadanych akwariów, formikariów i przeglądu informacji z internetu wyróżniłam 2 stosowane typy konstrukcji (no w sumie ze 4): z dnem stanowiącym podstawę ścian i z dnem schowanym w ścianach. Dodatkowo większość oglądanych konstrukcji ma krótsze ściany (boki) schowane za dłuższymi (frontem i tyłem). Ma to ponoć związek z właściwościami fizycznymi sylikonu, niestety zapomniałam co konkretnie ma tutaj wpływ. Zdecydowałam się na schowane krótsze boki i dno (całość wydaje mi się łatwiejsza do sklejenia).

Tak więc czas na pierwsze zdjątko

Przyjęłam za zmienne y- długość podstawy, x – szerokość podstawy, z – wysokość formikarium, g – grubość szkła. Podstawa (i nieszczęsna pokrywa => wy jej tak nie róbcie jakbyście się tym tu sugerowali) ma wymiary ‚y’ x ‚x’; krótsze boki ‚x’ x ‚z’, a front i tył ‚y+2g’ x ‚z’. Dodatkowe linie wewnątrz narysowanych tafelek to miejsca nałożenia spoiny (znaczy sylikonu akwarystycznego). Zastanawiałam się jakie wymiary zastosować. Formikarium miało być niewielkie i niskie ze względu na gatunek, jak i ilość miejsca do zagospodarowania. Tak więc przyjęłam, że y  to 15 cm, x – 10 cm, z – 6cm, no i oczywiście suwmiarką zmierzone g – 0,2 cm.
Zanim zabrałam się za wycięcie, rozrysowałam sobie i powycinałam z kartek odpowiedniki tafelek. W ten sposób chciałam ustalić jak najoszczędniej zagospodarować taflę szkła (40 x 50 cm), żeby może zostało coś jeszcze na przyszłość. Oto wynik końcowy główkowania
Od tafli należałoby w ten sposób odciąć 2 paski szerokości 10 i 6 cm. Pozostałaby dość spora powierzchnia, która idealnie nadawałaby się na wieko do jednego niezagospodarowanego jeszcze akwarium. Czas na wycięcie pasków. Ale nie ma hop-siup! Mój super-power nożyk (z tarczką z 6-ma kółkami do cięcia) ma również swoją grubość! Suwmiarką wymierzyłam ją na 2 mm i o tyle następnie należało przesunąć aluminiowy kątownik (w charakterze linijki) od wyznaczonej linii cięcia. Pod szybę zatem wędruje podkład z narysowaną linią odsuniętą od krawędzi kartki o całe 2 mm -ta da
Fachowcy będą się śmiać zapewne na ‚babskie’ dziwowanie.. zrobiłam ręczną gilotynę! Znaczy starałam się ustabilizować wszystko co było możliwe – oto efekt:
Szczerze mówiąc, za pierwszym razem wszystko wyszło pięknie i linia bez wysiłku była idealna. Nie łamałam jeszcze tak długiej krawędzi.. Bałam się, że używając jednej ręki pasek złamie się na kilka części. Wdając się w szczegóły (których licho w internecie ;/ ), taflę od spodu linii cięcia delikatnie obstukałam nożykiem (uwaga na drobinki i drzazgi ze szkła), następnie większą powierzchnią położyłam na stole tak, aby  linia cięcia znalazła się milimetr (na oko) za krawędzią ławy, a odcinany pasek wisiał w powietrzu. Linia cięcia musi znaleźć się na wierzchu. Większą połać tafli blisko krawędzi stołu założyłam dużymi i ciężkimi książkami. Raz kozie śmierć, złapałam mniejszą część tafli obiema rękami (2 punkty działania siły zamiast 1 na środku) i zdecydowanie nacisnęłam w dół. Złamało się perfekcyjnie (UWAGA NA OSTRĄ KRAWĘDŹ!). Teoretycznie powinnam wtedy była zeszlifować krawędź, ale tak jakoś nigdy się jeszcze nie pocięłam.
Czas był na wycięcie drugiego paska. Niestety cięcie nie poszło prosto. Jak się okazało kółka w nożyku są chybotliwe i nie da się ich dokręcić. A może to moja konstrukcja z taśmy się przekrzywiła.. Plany z pokrywą poszły do kosza, całe szczęście że szkła zostało jeszcze dużo. Teoretyczny nakaz o „pewnym cięciu i niedużym nacisku” również poszedł w kąt. Następny pasek wyszedł już prosto.
Pozostało wycięcie z otrzymanych pasków mniejszych tafelek. Na każdym odmierzyłam odpowiednie wielkości i ponownie zaznaczyłam linie cięcia. Bez tworzenia złożonej konstrukcji z taśmy klejącej, cięłam dalej. Dwa razy cięcie poszło krzywo (ręka się omsknęła ;/ ), chociaż jeden raz udało się tafelkę odratować (drugie głębsze, proste cięcie tuż obok, masa taśmy na stare cięcie + książki, krótka modlitwa i jakoś się udało), a w drugiej ta krawędź akurat będzie nieco wystawać poza formikarium.

Pozostało skleić taśmą wszystkie ścianki do kupy i sprawdzić co poszło nie tak. Jak się okazało Cięcia nie były mimo wszystko idealnie proste. Miejscami widać niewielkie prześwity. Na szczęście są to niewielkie luki i spoina je z łatwością wypełni. Tu się lekko podniesie, tam minimalnie opuści, sylikon i szkło przytrzyma się w miejscu taśmą i jakoś to będzie. Przyszło dopasować wieko. Mhm.. tak.. chyba zapomniałam, że nie może być wielkości dna, bo wpadnie do środka. Ot sierota. Dawaj odrysować – oczywiście mądrze odrysowałam dno, bo przecież czemu górę formikarium? co również okazało się zgubne – i wyciąć. Nowe wieko odrysowane od dna okazało się za duże o 2 mm. Nie wiem jak to jest możliwe, że dół różni się od góry, ale widać jestem zdolna. Próbowałam dociąć kolejne z odpadków, z myślą, że będzie się składało z dwóch osobnych części. Stwierdziłam, że za mało mam szkła, szkoda ciąć większą pozostałą taflę i powoli zaczyna mi się odechciewać. Pozostawiłam to, które wycięłam za duże. Koncepcja suwanej pokrywy poszła w kąt. Wymyśli się co innego.

Niestety także pod płaskim wiekiem widać na krawędziach ścian prześwity. Miejscami dość spore (tak z 0,5 mm), mrówki na pewno by przeszły. Także mam 2 pomysły.
1) Pokrywa będzie na przyklejonych sylikonem niedużych zawiasach. Wcześniej jednak zrobię sylikonową uszczelniającą poduszkę na szczytach ścian. To jak ją wykonać jeszcze muszę przetestować. Myślę o posmarowaniu lub zaklejeniu taśmą lakierniczą pokrywy i dociśnięciu jej do warstewki świeżego sylikonu.
2) pokrywa będzie wpuszczana w formikarium. Paski szkła zakryją drobne (chociaż duże) nierówności szczytów ścianek.
Następnym razem, kiedyś, całość skleję sylikonem akwarystycznym. Stary się już zapewne zsechł. Pewne (głównie złe) doświadczenia ze sklejaniem formikarium już mam, mam nadzieję, że tym razem będzie jednak lepiej. W obrót pójdzie patyczek do lodów i taśma lakiernicza.

Zdecydowanie nie radzę traktować tego wpisu jako „poradnik”. Niestety internet ubogi jest w szczegółowe relacje dla totalnie zielonych, może ktoś wyciągnie coś z moich błędów, a ktoś inny mnie poprawi w komentarzach, do czego gorąco zachęcam! Z chęcią się poduczę.

Pozdrawiam serdecznie 

Zielona Mrówka

 

3 odpowiedzi na “Własnoręcznie tworzę formikarium (dzień 1)”

  1. Anonimowy pisze:

    Jak na drugi raz wygląda całkiem 'pro' :> Uważaj tylko na łapki, cobyś nie pocięła :/

  2. japki całe, formikarium w większej części sklejone 😀 szykuje się następna fotorelacja 🙂

  3. pisze:

    Porady:

    1. Ostre krawędzie po cięciu tafli można stępić innym kawałkiem szkła.
    2. Zamiast w dwóch punktach taflę można docisnąć drewnianą listwą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *