Własnoręcznie tworzę formikarium (dzień 2 i 3)

Witaj!

Dziś opiszę kolejne etapy konstrukcji formikarium -sklejanie (dzień 2) i wykańczanie (dzień 3). Oto efekt końcowy

Tytuł może być trochę mylący. W rzeczywistości obie czynności można wykonać jednego dnia lub rozłożyć na jeszcze więcej, w zależności od czasu którym dysponujemy. Fakt faktem, między kolejnymi krokami wypada zrobić (musowo) kilka godzin przerwy – wyjdzie to dalej w opisie. Nie przeciągając wstępu, przejdę teraz do sedna.

 

Obróbka szkła

 

We wcześniejszym poście możesz wyczytać, że po wycięciu odpowiedniej wielkości tafelek szkła nie poddałam ich wstępnej obróbce. Najwyższy czas zatem na oszlifowanie bardzo ostrych krawędzi. Można zrobić to na kilka sposobów, różniących się efektem końcowym. Do wyboru jest opcja profesjonalna (mając odpowiednie narzędzia / maszyny) lub nie (ręcznie, czym się da). Jak się domyślasz, wybrałam bardzo oszczędny sposób nr 2.
Czym można ‚szlifować’? Hm. Spec powie, że musi to być co najmniej papier ścierny o ziarnistości X, bla bla. A ja powiem, że w takim celu wystarczy nawet metalowy pilniczek do paznokci (tak, jestem na tyle kopnięta by się tak męczyć), chociaż po niedługim czasie niewiele na nim pozostaje. Do dyspozycji tym razem miałam osełkę do noży (na zdjęciu poniżej). Przy tej metodzie nie ma zbytnio co liczyć na piękne, gładkie i zaokrąglone krawędzi. Będą po prostu mikroskopijnie poodbijane i stępione.
Tępiłam każdą z krawędzi (tzn. na czworobocznej płytce jest ich 8, a nie 4) długimi płynnymi ruchami, podobnie jak się ostrzy noże. Nie ma w tym wielkiej filozofii. Jedyna ważna uwaga w tej kwestii odnosi się do pyłu szklanego. Jeśli ma się możliwość, wypada wykonywać to w miejscu, którego się nie używa do codziennej aktywności (np. warsztat, piwnica) lub na dworze. Ja takiej możliwości nie miałam (wolałam nie przymarzać na zewnątrz), dlatego też usadowiłam się na podłodze nad pudełkiem (które w teorii miało być pojemnikiem na pył i szklane drobinki). Spora część pyłu lub drobin szkła mimo wszystko będzie sobie swobodnie fruwać w powietrzu (do tej pory lakierowaną drewnianą podłogę w tym miejscu mam śliską jak lodowisko). Wypada zatem zabezpieczyć się przed jego wdychaniem, w miarę chęci/ostrożności osłonić ręce i twarz (oczy!).
Oszlifowanie każdej ze stron nie trwa długo – może z 10-15 minut na wszystkie. Potem należy każdą tafelkę oczyścić z pozostałego pyłu i można przejść dalej.

 

 Sklejanie formikarium 

-dno i ściany

 

Ten etap pracy zabrał mi sporo czasu. I nie chodzi tu o to, że można zrobić to szybciej, bo niestety niezbyt bardzo da się skrócić – najdłużej trwa czekanie na stwardnienie spoiwa. Samo sklejenie bazy formikarium trwa kilka do 10 – 15 minut.

Ważne jest to czym sklejamy formikarium. Musi być to substancja wodoodporna (jeśli potrzeba) i nietoksyczna. Najlepiej żeby zapach szybko się ulatniał. Najlepszym, wg mnie, wyborem jest sylikon akwarystyczny. Sylikon taki w moim blisko 40-tysięcznym mieście dostać trudno, jeśli nie wie się gdzie szukać. Zaczęłam od sklepów budowlanych – w jednym „mieli, ale nie ma”, w innym (sieciowym na B..) był tylko drogi sylikon w tubie, który już wcześniej zdarzyło mi się kupić (firmy Soudal). Wyjątkowego odkrycia dokonałam w niepozornym sklepie zoologiczno-wędkarskim. Zakupiłam tam dwie ‚tubki’ sylikonu widocznego na powyższym zdjęciu. Jak się okazało już w domu, był przeterminowany o rok. Muszę przyznać, że okazał się naprawdę genialnym sylikonem (mimo daty ważności). W porównaniu do drogiego Soudala (ok. 20+ zł), nie ma aż tak uporczywego kwaśnego zapachu, wietrzeje bardzo szybko, już po kilku godzinach (Soudalowy wietrzał nawet do kilku dni..), kosztował tylko 2,5 za 8 ml tubkę (Soudala zużyłam gdzieś połowę tuby do różnych rzeczy, reszta po prostu zastygła w końcu, tak więc ok. 10 zł jestem stratna) i wg danych podanych przez producenta zastyga szybciej – 2mm/dobę (Soudal 1,5 mm/doba).

Sylikon z takowej ‚tubki’ warto było umieścić w strzykawce. Otworek strzykawki naniesie niewielki pasek sylikonu, dzięki czemu nie będzie go dużo do zbierania. Dodatkowo strzykawka jest jak niewielki pistolet z tubą – nakłada się łatwo, czysto i przyjemnie. Jednoosobowy zespół musi wykazać się cierpliwością i sprytem przy napełnianiu strzykawki, ewentualnie przeczyta co ja wymyśliłam i wykorzysta.

Uwaga, tekst dla opornych/leniwych! 😀 Otwieramy sylikon i wyciskamy z niego niewielką ilość substancji. Strzykawkę (tu 5 ml) bez wciągniętego w nią powietrza przytykamy do otworka z sylikonem i odciągamy (najlepiej.. zębami; jedna ręka będzie wyciskać tubkę, druga ręka stabilizuje całą „konstrukcję”). W strzykawce pojawi się trochę sylikonu i ‚sporo’ próżni – nie puszczamy tłoka strzykawki. Jak tylko sylikon przestaje być nabierany do strzykawki, wyciskamy powoli go z tubki. Jeśli przez jakiś kaprys lub przypadek uda nam się wciągnąć z sylikonem powietrze, trzeba przerwać, odciągnąć tłok (tak, nabrać jeszcze więcej powietrza, ale sylikon się ładnie rozejdzie nie łapiąc bąbli) i powoli wycisnąć powietrze. I tak do skutku.

Mamy czym kleić, teraz przygotowania. Jak już pisałam we wcześniejszym poście, formikarium będzie sklejone w ten sposób, że dno będzie ukryte w ścianach (łatwiejsze sklejanie) oraz boczne , krótsze ściany będą wsunięte pomiędzy dłuższe (jak wyczytałam sprzyja to właściwościom fizcznym sylikonu). Poobserwowałam w internecie jak to robią spece i zastosowałam taki sam schemat klejenia – oto on

szarym kolorem zaznaczono miejsca nanoszenia sylikonu

Ważne jest by przy takim schemacie sylikon (w przeciwieństwie do odbiegającego od rzeczywistości rysunku z Painta) nakładać przy samej krawędzi tafelki – szczególnie gdy szkło jest cienkie (jak tutaj). Schemat już przemyślany, można zatem zrobić następny krok.

Warto zadbać wcześniej o zabezpieczenie tafelek przed zabrudzeniami z sylikonu. W tym celu zastosowałam paski z taśmy lakierniczej. odsunięte o ok. 2-3 mm od krawędzi klejenia (idea była taka, żeby nadmiar sylikonu rozsmarować w tym pozostawionym miejscu tworząc coś w rodzaju uszczelnienia).

Jak widać na pierwszym z powyższej trójki zdjęć, nie zakryłam wnętrza tafelek (np. przycięta odpowiednio kartką papieru). Jak się okazało później, był to spory błąd, ale nie do nie naprawienia. Żeby nie wybijać się z kolejności, opiszę to dalej.

Następnie wszystkie klejone powierzchnie należało dokładnie oczyścić z zabrudzeń i odtłuścić. Trzeba zwrócić uwagę, żeby później nie dotykać tych miejsc palcami. Ja wyposażyłam się w rękawice, które wcześniej również odtłuściłam (służyły mi do wielu różnych rzeczy). Odtłuścić można np. acetonem. Ja zastosowałam spirytus salicylowy (znalazłam i taką informację), ale nie wiem czy nie popełniłam gafy.
Teraz (lub wcześniej) można zadbać o to, aby mieć jakiś kąt prosty pod bokiem, coś co pomoże nam jako 3cia ręka. U mnie był to karton wypełniony różnymi pierd..rzeczami. Żeby nie brudzić podłogi, położyłam kartkę papieru.

Czas na sklejenie tafelek w całość. Pierwszą czynnością jest naniesienie sylikonu na wyznaczone miejsca. Najlepiej poćwiczyć to wcześniej na kartce. Można przytoczyć tu przysłowie – „spiesz się powoli„. Na nałożenie w miarę równej grubości wałeczka i sklejenie w całość jest kilka minut (później wytwarza się tzw. oskórek/naskórek – cienka warstewka stwardniałego sylikonu). Soudal podaje na etykiecie, że jest to 7 minut. Niestety producent mojego specyfiku nie podał takiej informacji. Nie martwiłam się gruzełkami sylikonu, nadmiar i tak trzeba będzie zebrać.

Gdy nałożyłam na wszystkie ścianki sylikon, musiałam działać szybko i pewnie sklejając ze sobą kolejne elementy. Na pierwszy ogień poszła dłuższa tylna ściana, którą oparłam o karton. Dosunęłam do niej dno (ściana boczna musiała z obu stron wystawać po 2 mm – grubość ścian krótszych). Kolejne były dwie krótsze ścianki i ostatecznie przednia dłuższa. Delikatnie dociskałam każdą ściankę na oko próbując utrzymać kąty proste. Gdy wszystko było na miejscu, zabezpieczyłam ich pozycje sklejając taśmą ze sobą z zewnątrz po 2 ściany.

Czas na zdjęcie nadmiaru sylikonu. Również nie miałam co się spieszyć, chociaż trzeba się sprężać. Przy takim sposobie sklejania ścian w zasadzie nie potrzeba zostawiać sylikonu wewnątrz ścianek (nie trzyma w sobie ciężaru wody, nie będą na nie działały żadne rozsadzające siły itp), chociaż mimo wszystko chciałam tak uczynić. Do zdejomawania sylikonu zatem użyłam.. zepsutego termometru. Termometr miał idealnego kształtu i wielkości końcówkę (kształt półkuli). W ostatecznym rozrachunku (już po zastygnięciu sylikonu) wszystko i tak wycięłam nożem do tapet – niezbyt mi się podobał uzyskany efekt. Gdyby jednak kogoś to interesowało, to znalazłam na forum „budowlanym” informację, że nie powinno się do wygładzania sylikonu używać płynów do mycia naczyń – tylko również nie pamiętam dlaczego, chyba wolniej schło lub uszkadzało zewnętrzną warstwę.

W internecie oglądałam film instruktażowy, w którym nakazano usunąć taśmę zabezpieczającą przed zabrudzeniami zaraz po złożeniu akwarium w całość. W tym miejscu właśnie nie zaklejenie wnętrz tafelek okazało się zgubne w skutkach i zadziałało odwrotnie do zamierzonego celu. Niewielka do operowania przestrzeń i zwijająca się taśma spowodowały spore zabrudzenia na szkle. Możliwe, że zamiast zaklejać wnętrza płytek, można by zabezpieczać szkło krótszymi paskami taśmy. Wszystkie większe ciapy próbowałam zetrzeć wilgotną ściereczką. Mimo wszystko ślady pozostały i łatwo było je bardziej rozetrzeć.
Formikarium pozostawiłam (późnym wieczorem) do następnego dnia, nie ryzykując nawet sprawdzania.

 

Zastanawiałam się czym usunąć takie zabrudzenia. Specjalne środki są bardzo drogie (spotykałam ceny od 20+ do kilkudziesięciu złotych). Sylikon wydaje się być tłusty, a jak wiadomo z chemii podobne rozpuszcza podobne (czy jakoś tak). Pomyślałam o ropie, benzynie lub nafcie. I, jak się okazało po przeczytaniu etykiety z Soudala, wiele się nie myliłam. Podają, że świeże zabrudzenia można czyścić benzyną lakową. Nie mam pojęcia gdzie to kupić, ale pod bokiem miałam „uniwersalny wkład do zapalniczek benzynowych” firmy Ronsonol (który zresztą na etykiecie ma również wymienione usuwanie nalepek i klejów) – kilkuletnia pozostałość po przygodach z Fireshow. Jak się okazało cienkie warstewki sylikonu usuwa rewelacyjnie. Grubsze najpierw potraktowałam nożem do tapet.

Sklejanie formikarium 

-wieko

Następnego dnia po południu zabrałam się za uszczelkę wieka (wcześniejsza próba nie powiodła się sukcesem, toteż ją pomijam 🙂 ). Jest to bardzo ważny element zabezpieczający przy mrówkach tej wielkości – wieko nie dolegało szczelnie,  a taka sylikonowa poduszeczka poziomuje szczyty ścian.

Po raz kolejny najpierw się przygotowałam. Oczyściłam i odtłuściłam miejsca nanoszenia sylikonu. Następnie asekuracyjnie zakleiłam krótkimi paskami taśmy z obu stron górne części ścian (ochrona przed zabrudzeniem). Na tafelce służącej za wieko od dolnej strony umocowałam wyciętą gazetę (za podsunięcie tego sposobu dziękuję GN i patry090), która miała za zadanie nie dopuścić do sklejenia wieka ze ścianami. Do tego celu na pewno nie nadaje się taśma lakiernicza (nietrafiony pomysł).

Następną czynnością było nałożenie sylikonu. Na tej wielkości formikarium zużyłam równo 1 ml sylikonu.Wypadało poczekać trochę aż sylikon nieco stwardnieje z zewnątrz. Pomyślałam, że gazeta posmarowana olejem nie powinna w teorii się przykleić do sylikonu. Tak więc korzystając z krótkiej przerwy wybrałam się do kuchni. Oleju nałożyłam niewiele, nadmiar starłam. Po ok. 15 minutach zdecydowałam się nałożyć wieko, które delikatnie docisnęłam. Całość obłożyłam niezbyt ciężkimi przedmiotami (jw. puste pudełko i telefon..).

Po upływie 1 godziny postanowiłam sprawdzić z ciekawości, czy sylikon stwardniał może -no niestety, dalej trzymał się mocno gazety i delikatnie rozciągał. Kolejną próbę przeprowadziłam po upływie 2 godzin. I tu sukces. Jeden róg był zupełnie odklejony od gazety. Bardzo delikatnie odkleiłam resztę. Nie mogę powiedzieć, żeby sylikon do końca wysechł po tak krótkim czasie, dlatego odstawiłam całość do dalszego twardnięcia.

Wypadało w tym miejscu doczyścić resztki sylikonu nożykiem i benzynką, następnie zmyć jej resztki oraz wszystkie inne zabrudzenia.

Kolejnym krokiem było doklejenie zawiasów. Zawiasy zakupiłam u prywaciarza w niewielkim sklepie majsterklepki w ilości 3 sztuk, kosztem 1,80/ sztuka. Jak się okazało w domu (jak widać nie sprawdzam towaru pod względem wadliwości w sklepie), 2 z nich były delikatnie mówiąc zatarte i nie pozwalały się swobodnie otwierać. Po zaobserwowaniu tej wady, potraktowałam wszystkie preparatem WD40. Przedtem blaszki zawiasów, które miały być miejscem przyczepu do wieka i ścian, zakleiłam taśmą (aby olej nie miał z nimi styczności). Działanie z WD40 okazało się nawet skuteczne, chociaż nie do końca. Rozpracowanie zawiasów jednak nie zajęło dużo czasu. Pozostawiłam zawiasy do wieczora samym sobie, aby WD-40 się ulotniło, a nadmiar oleju wchłonął się w papier.

Późnym wieczorem zabrałam się do dalszej pracy. W tym miejscu musiałam dokładnie ustawić krawędź wieka nad zewnętrzną krawędzią ściany – w innym wypadku wieko nie otwierałoby się lub byłoby to wysoce utrudnione. Wstępnie zaznaczyłam granice i zabezpieczyłam taśmą szkło. Blaszki zawiasów odtłuściłam i naniosłam na nie sylikon. Odtłuściłam również samo wieko i ścianę. Precyzyjnie przyczepiłam na swoje miejsca, starłam nadmiar i odczekałam swoje (kilka godzin).
Po kilku godzinach nadszedł czas prawdy – otworzy się czy nie? Na szczęście się udało..

Czas więc na

 

Wykończenie

 

 

Dno formikarium podkleiłam cienkim filcem, którego używam do soutache. Miałam kilka kolorów do wyboru, jednak standardowo wybrałam czarny (zielonego było mi szkoda 😀 ). Kontur dna odrysowałam na filcu kredą ściętą w szpic i wycięłam. Podkleiłam klejem „magicznym” (na obrzeżach i w 2 punktach na środku). Wystające poza dno skrawki przystrzygłam nożyczkami-przystrzygaczami.
Zawiasy okleiłam z zewnątrz filcem, a kanty ścian sznurkami do soutache .
Dno wysypałam szarawą, suchą i startą gliną zmieszaną z jasnym piaskiem/żwirkiem akwarystycznym i wiórami. Dno wcześniej delikatnie zrosiłam wodą. Pozostawiłam do wyschnięcia. Po wyschnięciu, posypałam pokruszoną spróchniałą korą (brązowe łatki na dolnym zdjęciu) i małymi kawałkami mchu. Reszta ozdób zostanie dołożona po przeniesieniu się mrówek.

 

Gniazdo

 

 

Gniazdo zrobiłam dla tych mrówek dużo wcześniej z myślą o innym formikarium. Wkład wykonany jest z korka 3 mm grubości (bodajże była to przed laty podkładka pod garnek). Komory wycięte ostrożnie skalpelem a następnie delikatnie opiłowane wewnątrz i na krawędziach. Przy tej grubości korka komory wycięte na przestrzał sprawiałyby, że całość nie będzie sztywna. Korytarze zostały zatem wyżłobione w korku zamiast wycięte, aby zredukować właśnie możliwe zniekształcenia i ruchy korka. Gniazdo wstawiane jest w szyny z pasków szkła. Nawadnianie odbywać się będzie poprzez wlewanie (ok. 1 ml) wody strzykawką w niewielką szparkę w załamaniu pomiędzy wkładem gniazdowym a dolną szyną.

I po raz kolejny ogląd na całość

Teraz tylko czekać, aż mrówki się zagnieżdżą w nowym lokum z całym inwentarzem.

Pozdrawiam serdecznie
Zielona Mrówka

2 odpowiedzi na “Własnoręcznie tworzę formikarium (dzień 2 i 3)”

  1. Anonimowy pisze:

    Wow, Dana… po prostu WOW! Szczena opada. Profesjonalna robota, a efekt… kuryde, chcę takie formikarium! W życiu nie uda mi się takiego cuda wykonać własnoręcznie :/

  2. Luigi pisze:

    Do zabezpieczenia wieka przed przyklejeniem można użyć folii spożywczej (takiej w rolkach). Odkleja się bez problemu i pozostawia gładką powierzchnię.
    Jest też szybsza metoda napełniania strzykawki silikonem – wyjąc tłok, załadować silikon od tyłu, włożyć tłok 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *